Dramat rynku książki: kultura wciąż odstawiana przez władze na bok. Podcast drugi rzut OKA
Nikt w III RP nie zrobił nic sensownego i systematycznego, żeby poprawić los pisarek i pisarzy — mówi krytyk i analityk rynku Marcin BełzaPo deklaracji Joanny Kuciel-Frydryszak, autorki bestsellerowych „Chłopek”, że wchodzi na drogę sporu sądowego z wydawnictwem Marginesy, domagając się wyższych honorariów, w mediach społecznościowych się zagotowało. Autorki i autorzy pisali o tym, jak mało pieniędzy dostają nawet za nagradzane i cenione książki. Nie obyło się bez starć z wydawcami, którzy poczuli się wywołani do tablicy.Tymczasem tak naprawdę nie wiadomo, dlaczego w Polsce nie da się wyżyć z pisania wartościowych książek — to znaczy intuicja i zdrowy rozsądek podpowiadają, dlaczego, ale jeśli chce się sprawdzić swoje podejrzenia na twardych danych rynkowych, zaczynają się schody. Bo z tymi danymi jest słabo. I o tym rozmawiam z moim gościem Marcinem Bełzą, który dał się poznać jako wnikliwy krytyk polskiej literatury współczesnej publikujący w „Małym Formacie” i „Kulturze Liberalnej”, ale także zawodowo zajmuje się analizą rynków.Jego tekst „Oligopol po polsku” opublikowany w „Małym Formacie” był próbą analizy dostępnych danych z rynku książki.„Zarzucano mi, że jestem za wydawcami, a przeciwko pisarzom i pisarkom. To kompletnie nie o to chodzi. […] Oni mają w stu procentach rację. Ekonomicznie, społecznie, w wielu, wielu wymiarach są naprawdę w fatalnej sytuacji. Upominanie się o wynagrodzenia, upominanie się o godność pracy jest absolutnie uzasadnione, tylko nie o tym był mój tekst” - mówi Bełza.A o czym był? Przede wszystkim o tym, że na polskim rynku książki mamy do czynienia z oligopolem. „300 wydawców kontroluje mniej więcej około 90 procent rynku, natomiast jeżeli chodzi o dystrybucję książki, dystrybutorów jest czterech, de facto z Empikiem pięciu. Tych pięciu graczy kontroluje prawie 90 procent obrotu książką w Polsce, a dwóch: Platon i Empik, które są powiązane w jednym kapitale, więc można ich potraktować jako jeden podmiot, prawie 70 procent rynku”. Powoduje to, że dystrybutorzy mogą dyktować ceny wydawnictwom, zmuszając je do maksymalnych rabatów.Bełza zauważa jednak, że tak naprawdę nie wiadomo, jaka jest struktura zysków tych firm i może być tak, że ewentualny podział rynku decyzją UOKiK nie będzie łatwo przeprowadzić.Natomiast jeśli weźmie się pod lupę wydawnictwa, zwłaszcza te, które wydają ambitną literaturę, to okazuje się, że bardzo trudno z niej wyżyć. Większe firmy ratują się wydawaniem książek mniej ambitnych, ale bardziej poczytnych. Mniejsze — funkcjonują dzięki bogatym sponsorom albo przynoszą straty. Tylko znowu: w jakim stopniu jest to problem wywołany przez drapieżnych dystrybutorów, a w jakim wynika to z tego, że Polki i Polacy niechętnie czytają ambitną literaturę?Co można zrobić, żeby naprawić rynek książki? W jakim stopniu może i powinno pomagać państwo, czego robi za mało, a czego nie robi w ogóle? O tym wszystkim rozmawiamy w podcaście Drugi Rzut OKA.