Prof. Andrzej Zybertowicz: Badacze nie mogą bać się prześwietlać kulis Okrągłego Stołu
Socjolog, były doradca prezydenta Andrzeja Dudy i pracownik Biura Bezpieczeństwa Narodowego prof. Andrzej Zybertowicz od kilku lat walczy w warszawskich sądach o odrzucenie pozwu byłych opozycjonistów PRL.Chodzi o 38 osób: Jacka Ambroziaka, Ryszarda Bugaja, Zbigniewa Bujaka, Iwo Byczewskiego, Andrzeja Celińskiego, Jan Dworak, Władysława Frasyniuka, Marcina Geremka (syna b. szefa MSZ0, Janusza Grzelaka, Aleksandera Halla, Elżbiety Jogałły i Magdaleny Smoczyńskiej (córki Jerzego Turowicza), Jana Kofmana, Anny Kozłowskiej-Kalbarczyk (córki Krzysztofa Kozłowskiego), Jacka Kurczewskiego, Danutę Kuroń (żona Jacka Kuronia), Helenę Łuczywo, Jacka Moskwę, Janusza Onyszkiewicza, Grażynę Staniszewską, Joannę Staręgę-Piasek, Antoniego Stawikowskiego, Jerzego Stępnia, Adama Strzembosza, Jarosława J. Szczepańskiego, Jacka Szymanderskiego, Jacak Taylora, Anny Trzeciakowskiej, Andrzeja Wielowieyskiego, Irenę Wóycicką, Ludwikę Wujec, Jana Jakuba Wygnańskiego.Już w trakcie postępowania zmarło czterech powodów: Marian Kallas, Marcin Król, Jan Lityński i Henryk Wujec.Osobom tym nie spodobały się słowa, które Andrzej Zybertowicz wypowiedział 5 lutego 2019 roku, w trakcie debaty licealistów o Okrągłym Stole.Do dzisiaj wielu obserwatorów i komentatorów Okrągłego Stołu nie uświadamia sobie, jak głęboka prawda była w komentarzu Andrzeja Gwiazdy, gdy powiedział – podczas Okrągłego Stołu władza podzieliła się władzą ze swoimi własnymi agentami– powiedział wówczas doradca prezydenta.Próba zniszczenia finansowego badaczaO sprawie, która ma znaleźć finał w tym tygodniu w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie, profesor rozmawia z Katarzyną Adamiak. Przypomina, że opozycjoniści domagali się od niego szczególnych przeprosin.Co znaczące i na pewno przemyślane, przeprosiny miały być ogłoszone na pierwszych stronach czterech gazet, na całych pierwszych stronach, jeszcze z wyodrębnioną ramką, na portalach internetowych i w telewizjach i według stawek z roku 2020, koszt tych przeprosin wynosiłby około 1.5 miliona złotych, gdyby sąd w całej rozciągłości te roszczenie pozwu przyjął. Widać jasno, że chodziło o próbę zniszczenia finansowego. A zarazem, o wywołanie jakiegoś efektu mrożącego– mówi badacz.Prof. Zybertowicz przypomina, że w rozmowach Okrągłego Stołu stronę solidarnościową reprezentował Lech Wałęsa.Dzisiaj nie ma już żadnych wątpliwości, że to był TW Bolek. A po drugiej stronie był szef tajnych służb PRL-u generał Kiszczak, o którym wiemy, że w swoim mieszkaniu, już w wolnej Polsce, niezgodnie z prawem przechowywał dokumenty będące hakami na Lecha Wałęsę. Więc może warto było wyciągnąć wniosek, co z tych dwóch symbolicznych postaci może wynikać dla sposobu, w jakim budowaliśmy instytucje w wolnej Polsce?– stawia retoryczne pytanie gość Poranka Wnet.W rozmowie Zybertowicz podkreśla, że na potrzeby postępowania sądowego zbadał przypadki 21 uczestników rozmów Okrągłego Stołu, którzy spełniali kryteria jego wypowiedzi, która nie spodobała się opozycjonistom. Zaznacza też, że ani on, ani Andrzej Gwiazda nie wskazali żadnych nazwisk, z czego wnosi, że pozew urażonych opozycjonistów jest bezzasadny.Na bakier z logikąSocjolog punktuje też brak logiki w wywodach strony powodowej, reprezentowanej m.in. przez mec. Michała Wawrykiewicza, obecnego europosła KO i sądu I instancji, który uznał, że profesor naruszył dobra osobiste.W doktrynie sądowej jest zasada, że sąd kieruje się swobodną oceną dowodów. Ale nie dowolną, czyli musi się trzymać logiki. A co mówi logika? Sytuacji, w której przez wiele lat współpracowałem z Lechem Kaczyńskim, m.in. jako jego doradca, gdy był prezydentem pokazuje, że nie mogłem wszystkich uczestników rozmów traktować jako agentów. Bo nigdy bym z Lechem Kaczyńskim, który też tam był, nie mógł współpracować– mówi gość Poranka.Okrągły Stół – czy było warto?Prof. Andrzej Zybertowicz pomimo krytycznej oceny okoliczności, w których odbywały się rokowania z komunistami, nie odrzuca Okrągłego Stołu.Per saldo, patrząc historycznie, Okrągły Stół jako pokojowa ścieżka wychodzenia ze starego systemu, to była cena, którą warto było zapłacić. Ale przejawem dojrzałości już budowanej demokracji powinno być to, że zarówno badacze, jak i dziennikarze nie boją się prześwietlać kulis. Nie boją się zajrzeć za podszewkę tego całego przedsięwzięcia– dodaje profesor.